niedziela, 9 lipca 2017

Rozdział 3 - Odejście

Powolnym krokiem udaliśmy się, za młodym wysokim harcerzem, prowadził nas przez duży stary plac. Panowała tam radykalna cisza, jakby nigdy przez to miasto nie przeszła , żadna bitwa.  A przecież to był początek tragedii.
Na przeciwko nas była stara kamienica znajdowała się ona na ulicy Staszica 20. Na frontowej ścianie ulicy były żelazne balkony, za domem wielki ogród, który pomagał powstańcom przeżyć, początek powstania.Kwatera batalionu znajdowała się na piętrze , na prawo od bramy. Było lekkoodsunięte od ulicy. Jego wnętrze było bardzo ciemne.  Zagracone dużymi dębowymi meblami, z grubymi zielonymi dywanami na podłogach. Z odpychającymi, zakurzonymi firankami, które przytłaczają swoją mrocznością. Na stole stały lampy, stara drewniana popielniczka i zabrudzony biały obrus. Na ścianach wisiały obrazy i fotografie poprzednich właścicieli, którzy w pośpiechu opuścili swoje mieszkanie, przed godzina zwaną W. Weszliśmy do pokoju a mnie oślepiło, światło lampy, uważnie przyglądałam się twarzom mężczyzn siedzących wokół stołu , wszyscy z zaciekawieniem patrzyli się na mnie , jakby pierwszy raz w życiu widzieli kobietę.
- Janeczek , Ty  żyjesz dzięki Bogu. – krzyknął szatyn, po czym wstał gwałtownie z brązowego drewnianego krzesła i rzucił się brunetowi na szyje, niemalże go dusząc.
- Leon, to tylko ja i piękna dziewczyna. – dodał z entuzjazmem, pokazując ręką na mnie a każda para oczu w pomieszczeniu była, skierowana w moja stronę . Byłam bardzo tym zawstydzona, nienawidziłam być w centrum uwagi, zawsze trzymałam się wręcz na uboczu.
Pierwszy podszedł do mnie chłopak, średniego wzrostu, o błękitnych oczach i nieziemskim spojrzeniu i  jasno-brązowych włosach . Ubrany był w ciemne długie spodnie, niebieską koszule i długi jasny płaszcz do tego miał brązowe lakierki. Ukłonił się i pocałował mnie delikatnie w dłoń, po czym rzekł – Miło mi poznać, Leon Brodecki a z kim mam przyjemność ? – dodał nie odrywając  od  mnie wzroku .
- Z  Marią Hajto. – oznajmiłam, po czym w naszą rozmowę wtrącił się Jan. – Co Ty Leoś, nie poznajesz ? To córka, Twojego wykładowcy chirurgii Zenona Hajto , niestety rok temu , ich sąsiadka wydała go i jego żonę Helenę gestapo, za pomoc Żydom, panienka Marysia miała szczęście bo wtedy była poza domem. – te słowa wywarły we mnie mieszane uczucia. Nie znałam przecież tych ludzi.
- Profesor, był wspaniałym człowiekiem, niestety jego żony nie miałem okazji poznać, jak i również jego ślicznej córki. - stwierdził Leon po czym, wziął mnie pod rękę i zaprowadził do stołu przy którym siedziała już trójka chłopców mniej więcej w moim wieku,  kiedy usiedliśmy Janek znowu wtrącił się Brodeckiemu, który chciał coś do mnie powiedzieć   - Nie mogłeś wiedzieć o Marii,  ponieważ większość swojego życia spędziła w podwarszawskim Sulejówku, dopiero 42' wprowadziła się z matką do stolicy do ojca, który tutaj robił karierę. – chłopak, mówił a mi było to nawet na rękę,  przecież o Marii nie wiedziałam nic, wolałam milczeć na jej temat i wszystkiego dowiedzieć się od gaduły Janeczka.
Nagle usłyszeliśmy wybuch. Wpadli chłopcy z informacją, że są ranni. Wszyscy poderwali się i pobiegli w stronę gdzie toczyła się walka, ja i dwie dziewczyny pobiegłyśmy opatrywać rannych. Niemcy nie przerwali ostrzału na nasz widok. Ranny został Janeczek, kula trafiła go w brzuch, rana była dość spora, a ja klęczałam przy nim w bezruchu, nie wiedziałam co mam robić. Byłam przerażona, bo krew, zaczęła się sączyć z dość głębokiej rany. Nagle blondynka obok mnie, widząc, że jestem zaszokowano tym widokiem,  zajęła się umierającym Zawada.
Chłopaka skierowano na operację. Zanim położyli go na stole, poprosił mnie, żebym mu dała  papierosa, bo on tak bardzo chciał, zapalić. Więc zapaliłam mu.Powiedział jeszcze :  - Powiedź mojej mamie, że ją przepraszam . Zmarł kilka chwil po tym. A ja zaczęłam dławić się swoim łzami, przez te kilka dni stał mi się tak bliski. Żegnaj mój drogi przyjacielu.
   Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei , I przed narodem niosą oświaty kaganiec;  A kiedy trzeba - na śmierć idą po kolei,  Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec! 
________________________________________________________
Dzisiaj,troszkę krócej :) Jak wiecie wojna to nie tylko zwycięstwa, ale i również ofiary , akurat u mnie padło na Janka. Inspiruje się również, rożnymi historiami, powstańców . Przepraszam, również, za błędy :)

9 komentarzy:

  1. To smutne,że odszedł Janeczek :(
    Rozdział świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział :) szkoda Janeczka :(
    Czekam na next :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. :) pisz... ale pracuj trochę nad językiem! pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie trochę za krótki ten rozdział, a w obliczu śmierci jednego z bohaterów można było się rozpisać i dodać trochę dramaturgii. Tutaj wszystko szybko się zaczęło i równie szybko skończyło.
    Pracuj dalej, pisz. Czekam na więcej i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty niedobra i zła kobieto! xd Jak mogłaś Janka uśmiercić? ;( Taka fajna postać i w ogóle... Ale dobra, opowiadanie toczy się dalej. ;p
    Dobrze, ze Marysia dostala się do jakichs Polaków. Może jakoś uda jej się przetrwać powstanie i oczywiście całą wojnę...
    Poza tym świetny cytat na koncu. Znam go na pamięć, jak z resztą cały Testament Mój (musiałam nauczyć się na polski ;p)

    OdpowiedzUsuń

Rozdział 6 i 7

Rozdział 6 - Śmierć kolegów Odetchnęłam go, całą oblałam się rumieńcem, nie wiedziałam co zrobić z oczami. Byłam tym tak zażenowana i ...

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia